Po drodze przypadkowo trafiłam do parku pełnego rzeźb, wśród których moją uwagę szczególnie zwróciła pani, która wygląda jakby robiła sobie jakąś szaloną selfie.
Potem przemykając obok Pałacu Królewskiego, wybrałam się do dzielnicy bardziej biznesowo-dyplomatycznej. Moim celem była wizyta w Parlamentarium, czyli części Parlamentu Europejskiego bezpłatnie otwartej dla zwiedzających. I co ciekawe, centrum możemy zwiedzać w języku urzędowym każdego państwa należącego do Unii!
Część edukacyjna zaliczona, więc przyszła pora na wdrożenie mojej misji poszukiwania belgijskich frykasów. Udałam się więc do Maison Antoine na Place Jourden, gdzie według plotek znajduje się najlepsza frytkarnia w mieście. No i skusiłam się na pyszne frytki, oczywiście z majonezem.
A na deser, czyli belgijskiego gofra - bez żadnych dodatków, czyli tak jak jedzą je lokalni, pobiegłam do Parc du Cinquantenaire. Park ten gości u siebie łuk triumfalny, który zbudowany został tylko dlatego, że jednemu z królów Belgii zachciało się upiększania miasta. I faktycznie mu się to udało.
Okolice parku są dobrym miejscem na podpatrzenie brukselskiej architektury secesyjnej, pełnej zdobień, krzywizn i kolorów, a która przez lokalnych określana jest mianem art nouveau.
Odległe zakątki zostały zdobyte, więc przyszła pora na powrót do centrum, gdzie przecinając Galleries of Saint-Hubert, dotarłam ponownie na Grand Place, który znów był przepełniony turystami. Zostawiając więc za sobą ścieżki wszystkim znane, udałam się na poszukiwanie reszty sikającej ferajny, czyli Zinneke - psa oraz uroczego dziewczęcia - Jeanneke Pis.
Potem już tylko przyszła pora na pamiątkową selfie pozytywnie umęczonego człowieka - przeszłam tego dnia około czternastu kilometrów, a następnie smakowanie belgijskiej czekolady i podziwianie widoków z balkonu na dobranoc.
Gorąco pozdrawiam,
Karolina x
When I was enjoying fresh baguette in the morning on the second day of my adventure, I noticed once again I eat in a too French way. So I planned to taste Belgium that day. But before that, I officially welcomed my second day in Brussels on the top of the Mont des Arts which is located close to the Royal Palace and offers a pretty good view for the city.
On my way, I accidentally found a park full of sculptures. There is nothing surprising about that except one tiny sculpture with particularly drew my attention. This lady looks as if she's trying to take some crazy selfies!
Then, dashing past the Royal Palace, I visited a more diplomatic district where my goal was to visit the Parlamentarium. It's a part of the European Parliament which is open to the public for free. The center can be explored in every official language of the EU!
Educational stuff checked, so it's time to start my hunt for Belgian food. According to the rumours, the best chips in Brussels are sold in Maison Antoine on Place Jourden. So I went there to get some chips with mayonnaise, of course.
After that, I rushed to the Parc du Cinquantenaire where I had some dessert - a Belgian waffle - without any toppings, like locals do. There is that monumenral triumphal arch in the park, which was built because one of the Belgian kings wanted to beautifying the city. In fact he succeeded.
The park's surroundings are a perfect place to admire Brussels Art Nouveau architecture, which is full of ornaments and colors.
I decided to stop visiting remote spots and returned to the centre, where passing through the Royal Galleries of Saint-Hubert, I got back to the Grand Place, which was full of tourists again.
So I left behind a tourist path known to all and I looked for the rest of the peeing band - Zinneke - the dog and the lovely girl - Jeanneke Pis.
Then I just had time to take a selfie of a positively exhausted me - I walked about fourteen kilometers that day. I also tasted some Belgian chocolates and admired the view of sunset from the balcony.
Cheerio,
Karolina x
On my way, I accidentally found a park full of sculptures. There is nothing surprising about that except one tiny sculpture with particularly drew my attention. This lady looks as if she's trying to take some crazy selfies!
Then, dashing past the Royal Palace, I visited a more diplomatic district where my goal was to visit the Parlamentarium. It's a part of the European Parliament which is open to the public for free. The center can be explored in every official language of the EU!
Educational stuff checked, so it's time to start my hunt for Belgian food. According to the rumours, the best chips in Brussels are sold in Maison Antoine on Place Jourden. So I went there to get some chips with mayonnaise, of course.
After that, I rushed to the Parc du Cinquantenaire where I had some dessert - a Belgian waffle - without any toppings, like locals do. There is that monumenral triumphal arch in the park, which was built because one of the Belgian kings wanted to beautifying the city. In fact he succeeded.
The park's surroundings are a perfect place to admire Brussels Art Nouveau architecture, which is full of ornaments and colors.
I decided to stop visiting remote spots and returned to the centre, where passing through the Royal Galleries of Saint-Hubert, I got back to the Grand Place, which was full of tourists again.
So I left behind a tourist path known to all and I looked for the rest of the peeing band - Zinneke - the dog and the lovely girl - Jeanneke Pis.
Then I just had time to take a selfie of a positively exhausted me - I walked about fourteen kilometers that day. I also tasted some Belgian chocolates and admired the view of sunset from the balcony.
Cheerio,
Karolina x