Pages

Showing posts with label food studies. Show all posts
Showing posts with label food studies. Show all posts

20/10/2015

Hagelslag

W większości holenderskich kuchni z pewnością na jednej z półek gości bogata kolekcja holenderskiego przysmaku znanego pod nazwą hagelslag. Jest to nic innego jak opad gradu - po holendersku hagel oznacza grad, zaś neerslag opad atmosferyczny. Ale za to jakiego gradu! Tak naprawdę są to małe, podłużne granulki, dość podobne do znanych nam posypek na ciastka, jednak bardziej miękkie. Mówi się, że dzieci, choć zdarza się to i dorosłym, jedzą je na śniadanie. Aczkolwiek u mojej amsterdamskiej host rodziny dzieci jadły je dopiero jako słodką przekąskę po szkole, pomiędzy lunchem a obiadem. To już zależy od osobistych preferencji. Bez wątpienia jest to holenderski fenomen kulinarny, o którym dowiecie się dziś wiele.
***
In the majority of Dutch kitchens on one of the shelves you can definitely find a vast collection of local confectionery known as hagelslag. It's the hail storm as Dutch hagel means hail and neerslag is precipitation. What hail is that! In fact these are small long grains, quite similar to the cake sprinkles we know but much softer. Some children and also adults have them for breakfast. However, children in my host family from Amsterdam have them as a sweet snack after school between lunch and dinner. So the time of eating varies. It all really depends on the particular household. Without a doubt this is Dutch culinary phenomenon which you will learn a lot about today.

hagelslag hagelslag

Skoro wiemy już, że hagelslag istnieje, to czas na przygotowanie kanapki. Wybieramy sucharek lub kromkę chleba, którą smarujemy masłem, tak aby posypka nie spadała podczas jedzenia. A jeżeli już mowa o pieczywie, to czas wspomnieć kolejny holenderski przysmak - tijgerbrood, czyli chleb tygrysi. Jest to chleb z charakterystycznie popękaną skórką, która pęka, bo wierzch chleba smarowany jest przed pieczeniem pastą ryżową. I tak, upieczony bochenek ma kruchą skórkę i miękki środek.
***
Since we know what hagelslag is, it's time to prepare a sandwich. First, let's choose a cracker or a slice of bread. Then put some butter on it so our sprinkles will stay on top while eating. Speaking of bread, I should mention another Dutch food - tijgerbrood or tiger bread. It's a type of bread with cracked skin like a tiger fur. A surface cracks because some rice paste is spread on top of the bread before baking. This way a baked loaf has a crispy crust and is soft inside.

tijgerbrood

Jednakże do grupy holenderskich posypek kanapkowych należą też vlokken oraz muisjes. Vlokken, czyli po holendersku płatki, to posypka w kształcie płatków, zaś muisjes, czyli myszki, to nasiona anyżu pokryte białym, niebieskim lub różowym lukrem. A myszkami nazywają się dlatego, że czasem łodyżka nasiona anyżu (tak jak przy cyfrze 1 na zdjęciu poniżej) wychodzi poza lukrową kulkę i tworzy ogon (tak jak przy cyfrze 2 na zdjęciu poniżej), jak u myszy. I to właśnie od beschuit met muisjes, czyli sucharka z myszkami, zaczęła się holenderska tradycja posypek na kanapki. Muisjes w takiej postaci jaką znamy teraz powstały w 1860 roku. Zgodnie z tradycją podaje się je gościom przy świętowaniu narodzin dziecka. Dlaczego akurat wtedy? No cóż, na to pytanie jest mi trudno odpowiedzieć. Jedyną informacją jaką znalazłam jest ta, iż znany od średniowiecza anyż postrzegano jako środek dobry dla kobiet karmiących piersią.
***
However, vlokken and muisjes also belong to the group of Dutch sandwich sprinkles. Vlokken - flakes in Dutch are flake-shaped sprinkles and muisjes - mice in Dutch are aniseeds covered with white, blue or pink icing. The mice are called that because sometimes aniseeds' stem (check number 1 in the picture below) goes beyond the main icing drop and creates a little tail (check number 2 in the picture below) as mice have. The whole Dutch sandwich sprinkles tradition originated from beschuit met muisjes which is a cracker with mice. Muisjes in the form we know nowadays were created in 1860. According to tradition, they are served to the guests when a baby is born. Why? Well, it's quite difficult for me to answer this question. The only information I found is that aniseeds were known since the Middle Ages to be good for breastfeeding women.

beschuit beschuit beschuit

W 1938 roku, gdy urodziła się księżniczka Beatrix, zostały wyprodukowane specjalne pomarańczowe myszki - oranjemuisjes. Na poniższym filmie spójrzcie na fragment od 3:24 do 4:22, w którym dzieci w szkole częstowane są beschuit met oranjemuisjes w 1938 roku z okazji narodzin księżniczki Beatrix. A na zdjęciu pod filmem, pan trzymający prezent, to nie kto inny jak potomek pana de Ruijter, który przyszedł wręczyć rodzinie królewskiej pomarańczowe myszki z okazji narodzin księżniczki. Cóż za chwyt marketingowy! Na drugim zdjęciu poniżej widać jak król Bernhard z córkami Margriet, Beatrix i Irene zajadają się sucharkami z myszkami.
***
In 1938 when Princess Beatrix was born, they produced special orange sprinkles - oranjemuisjes. In the following video have a look at a moment between 3:24 and 4:22 in which children at school are treated to rusks with orange sprinkles 1938 because of Princess Beatrix birth. In the picture below the film, a man holding a gift, is the descendant of de Ruijter who gave a box of orange sprinkles as a gift to the royal family because of the birth of a new princess. In the second picture below you can see King Bernhard with his daughters Margriet, Beatrix and Irene while eating rusks with sprinkles, probably orange.

cornelis_de_ruijter__geboorte_prinses_beatrix_paleis_soestdijk__3_a 86925-800-606 1, 2

Według Archiwum Miejskiego Amsterdamu pierwszy hagelslag powstał dopiero w 1919 roku i miał smak anyżku. Na czekoladową posypkę Holendrzy czekali aż do 1936 roku, wtedy zaczął produkować ją Venz. Obecnie w sprzedaży dostępne są różne smaki: czekoladowe, owocowe, o smaku pierników korzennych, czy też zwyczajny cukier puder o smaku anyżu. I w ramach małej powtórki, na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć hagelslag, vlokken oraz muisjes. Zaś na ostatnim zdjęciu te okrągłe, brązowe to schudde buijkes, czyli ta odmiana o smaku korzennym, a zarazem moja ulubiona. To tyle na dzisiaj! Dajcie znać, czy słyszeliście o posypkach, a może próbowaliście. Jak wrażenia?
***
According to the Amsterdam City Archive the first hagelslag was produced in 1919 and it had a taste of aniseed. Dutch people had to wait for chocolate sprinkles until 1936 when Venz started producing it. Nowadays they are available in so many flavours: chocolate, fruit, gingerbread or even an aniseed-flavoured caster sugar. To recap in the pictures below you can see hagelslag, vlokken and muisjes. The last photo you can see those round brown sprinkles called schudde buijkes. They taste like gingerbread and are also my favourite ones. That's it for today! Let me know if you've heard about Dutch sprinkles or even tried. How was it?

1a 2a hagelslag hagelslag hagelslag
_____
http://dutchfood.about.com/od/h/fl/Hagelslag-Definition-History-amp-Uses.htm
http://stuffdutchpeoplelike.com/2011/03/06/hagelslag/
http://www.wisegeek.com/what-is-tiger-bread.htm
http://dutchcommunity.com/2014/04/02/the-history-of-hagelslag/

22/07/2015

Expo Mediolan 2015

Jak pewnie już zauważyliście, gdy nie wspominam tutaj o moich wojażach, to na blogu pojawiają się wpisy dotyczące jedzenia, ale bardziej od strony kulturowej. Dziś przyszła kolej na kolejny wpis z tej serii, dotyczący wielkiego przeglądu światowego jedzenia, który ma teraz miejsce w Włoszech. To właśnie tam, dokładniej w Mediolanie ma teraz miejsce Wystawa Światowa - Expo Milano 2015.
***
As you've probably noticed, when I don't write about my trips here I do write about food. Especially about food studies and culture. Today it's time for another entry in the series about the biggest food overview which takes place in Italy right now.  I'd like to talk a bit about World's Fair in Milan which is called Expo Milano 2015.

13/07/2015

Design chocolate

Witajcie w mojej serii, w której dzielę się z wami produktami, których opakowania są przepiękne i często są nieznane szerokiej publiczności, a przy tym są produktami, po które sama bym sięgnęła, gdybym tylko miała okazję. Ostatnio skupiliśmy się na opakowaniach wiosennych, dziś popatrzmy na czekolady.
A zaczynami od Le chocolat des Français, czyli pochodzącej prosto z Francji czekolady, ozdobionej uroczymi rysunkami, tematycznie związanymi z Paryżem oraz Francją. Czyż te opakowania nie są piękne? O ile tłumaczenie tego artykułu mnie nie okłamało, to czołowi francuscy artyści stworzyli aż 45 rysunków rysunków. A jeżeli znacie francuski, to łapcie artykuł na ten temat.
***
Welcome to my series in which I'm sharing with you some products with beautiful packaging and that are often unknown to the vast public. At the same time these are the products I'd like to try as soon as I have a chance. Last time I focused on spring packaging so today let's have a look at bars of chocolate.
We start with Le chocolat des Français which is a brand of chocolate what comes straight from France. Their bars are decorated with charming drawings connected with Paris and France thematically. Aren't they lovely? If the translation of this article didn't lie to me, the leading French artists have created almost 45 cover drawings. And if you know French, please have a look at this piece.

Le chocolat des Français

Kolejne opakowanie, które bardzo mi się spodobało należy do angielskiej Rawr Chocolate. Twórcy podkreślają, że zarówno sama czekolada, jak i opakowanie, mają być lekkie, proste i pozbawione chemii. Ja bardzo chętnie spróbowałabym tej czekolady z pomarańczą.
***
Another packaging that I really like belongs to the British Rawr Chocolate . The brand creators point out they want both the chocolate and the packaging to be healthy and supporting fair-trade. I'm really keen on trying the one with orange flavour.


Teraz przyszedł czas na Mokaya Chocolate, pochodzącą prosto z Malezji. Opakowanie tej czekolady zdobią przepiękne rysunki, które tworzą z każdej tabliczki dzieło sztuki. Twórcy tłumaczą, że nazwa czekolady nawiązuje do kultury istniejącej w Ameryce Środkowej przed Aztekami i Majami, w których grobach znaleziono naczynia, z których, według naukowców, pito czekoladę.
***
It's high time for Mokaya Chocolate from Malaysia. The packaging of the chocolate is decorated with beautiful drawings that are real pieces of art. The creators explain that the name refers to the culture existing in America before the Aztecs and Mayas. Archaeologists found in their graves some vessels from which they were supposed to drink chocolate.

Mokaya Chocolate

Oczywiście, z moim zamiłowaniem do podróży, nie mogłabym pominąć opakowań czekolady pochodzącej z Barcelony - Blanxart, której opakowania przedstawiają mapy. Ich czekolady powstają z wysokiej jakości produktów pochodzących prosto z Kongo, Ekwadoru, Ghany i Dominikany.
***
With my passion for travelling, I couldn't skip the Blanxart . They come from Barcelona and decorate their packaging with lovely maps. Their chocolates are created with high quality ingredients that come from Congo, Ecuador, Ghana and the Dominican Republic.

Collage2 source 1 2 3

Ostatnim pięknym opakowaniem w edycji czekoladowej, którym chciałabym się podzielić dzisiaj z wami jest to, w które opakowane są czekolady marki Antidote, za którą stoi pochodząca z Austrii Red Thalhammer. Antidote to bardzo młoda marka powstała w Stanach w 2010 roku i obecnie oferuje dziesięć kombinacji smakowych, które powstają z kakao pochodzącego prosto z Ekwadoru.
***
The last beautiful chocolate packaging I'd like to share with you today is the one from Antidote chocolate. It's a brand created by Red Thalhammer from Austria, however she founded Antidote in the US in 2010 so it's fairly young brand. It offers now ten flavour combinations that are made out of cocoa from Ecuador.


To wszystkie pyszności na dzisiaj. Mam nadzieję, że kiedyś spróbuję tych czekolad, a tymczasem w komentarzach pod wpisem czekam na wasze opinie, jeżeli którąkolwiek jedliście. Pozdrawiam!
***
That's all for today. I hope I'll try those bars of chocolate one day, meanwhile feel free to comment below if you tried any of these and tell me how did you like it. Cheerio!

09/07/2015

Pizzeria

W zeszłym tygodniu na dobre rozpoczęłam wakacje, gdy dowiedziałam się, że zaliczyłam wszystkie egzaminy. Mam teraz sporo wolnego czasu, więc to dobra okazja, by powrócić do blogowania i opowiedzieć wam o wielu ciekawych sprawach, które ostatnio odkryłam. Dziś tak na rozgrzewkę zaczniemy od nauki paru włoskich słów z przymrużeniem oka.
Niech was nie przerazi słowo nauka, gdyż skupimy się dzisiaj na czymś przyjemnym, a mianowicie na pysznej włoskiej kuchni i jej flagowym daniu - pizzy. A patrząc na ilość pizzerii na tej mapie, wniosek jest prosty - uwielbiamy pizzę. Często tym co zauważamy jako pierwsze w pizzeriach są ich nazwy, które mają nas przyciągnąć do środka, więc właściciele prześcigają się w wymyślaniu chwytliwych, wyróżniających się nazw. Wybrałam na dzisiaj kilka nazw pizzerii, które w jakiś sposób zwróciły moją uwagę.
*** 
Last week I started my holidays for good when I got an information I passed all the exams. I have a lot of spare time now so I can return to blogging and share with you many interesting things I learned recently. As a warm-up we will learn some Italian words today. However, take it with a pinch of salt, please.
We will focus on pleasant stuff which is delicious Italian cuisine and its famous pizza. When you check out this map, you will come to the pretty simple conclusion - we love pizza. Especially as an eating-out meal. The very first things in restaurants that draw our attention are their names. The owners try to come up with catchy, innovative names. I chose the ones that caught my attention and I'm going to share them with you.

  • Wiele lokali stawia na włoskie nazwy geograficzne, stąd mamy pizzerie Palemo, Verona, Napoli, Rimini, Capri, Sicilia czy też Roma.
  • Popularną nazwą są też włoskie imiona, przede wszystkim męskie: Franco, Giuseppe, Marco, Rico i Mario.
  • Ciekawe jest nawiązanie do włoskiego słowa oznaczającego sposób gotowania makaronu na lekko twardo - Al dente, a takie lokale znajdziemy w Poznaniu i Krakowie.  
  • Najpiękniejszą i najbardziej niepozorną nazwą z dzisiejszego zestawienia jest poznańska La lucciola, gdyż to włoskie słowo oznacza...robaczka świętojańskiego.
  • Mam nadzieję, że świętochłowicka pizzeria nie rwie sobie włosów z głowy, gdyż tamtejsze Capello oznacza właśnie włos.
  • Lublin zaś może pochwalić się pizzerią Il rifugio, co z kolei oznacza schronienie, schronisko górskie, mam nadzieję, że pełne gorącej, pysznej pizzy.
  • Wiele polskich miast może pochwalić się pizzeriami Dagrasso, a ta zaś nazwa oznacza z tłuszczem.
  • Absolutnym hitem jest El Duende z Gdańska, gdzie pizza przeszła na chwilę do kuchni hiszpańskiej, gdyż uroczo brzmiące duende to skrzat, tyle że po hiszpańsku.
  • Kibice Pogoni Szczecin mają pewnie ogromny powód do smutku, gdyż tamtejsza pizzeria Tifoso została zamknięta jakiś czas temu, a przecież pod jej nazwą krył się kibic właśnie. 
  • A moim absolutnym faworytem jest katowicka Mangioni, bo od tej nazwy bardzo blisko do mangione, czyli nazwy, którą zostanie okrzyknięty każdy żarłok
***
  • Lots of restaurants choose Italian geographical names like Palemo, Verona, Naples, Rimini, Capri, Sicily or Rome.
  • A very popular kind of name are Italian names: Franco, Giuseppe, Marco, Rico or Mario.
  • Some restaurants in Poznan or Krakow make a reference to the Italian word for a way of cooking pasta - Al dente.
  • The most beautiful and most inconspicuous name of today's list is La Lucciola from Poznan which is the Italian word  for a firefly.
  • There is a pizza parlour in southern Poland called Capello which is hair in Italian.
  • Lublin has a restaurant called Il rifugio which means a shelter that I hope that the full of hot, delicious pizza.
  • Many Polish towns host Dagrasso restaurants which means with grease.
  • The very highlight is El duende in Gdansk where pizza moved to Spanish cuisine because charming duende is a gnome in Spanish.
  • Fans of local football team in Szczecin have a reason to be sad because Tifoso  restaurant has been closed some time ago, while its name means football fan.
  • My favorite name I'm going to share with you is Mangioni restaurant from Katowice, that name is so close to Italian mangione which means glutton, isn't it a brilliant name for a restaurant?
Przyznajcie, że większość tych nazw jest na swój sposób urocza, no bo jak tu nie wpaść do takiej La lucciola, bo przecież "Idę do Robaczka świętojańskiego" nie brzmi tak dobrze! A jeżeli wy znacie jakieś oryginalne nazwy restauracji, nie tylko pizzerii, to dajcie znać w komentarzach :) 
***
That's all I wanted to share with you today. Aren't those names lovely? It sounds much nicer when you say you went to La lucciola than to Firefly! If you know any outstanding restaurants' names, please share them in the comments section below. :)

06/05/2015

Kaiser roll

Uwielbiam, gdy mój mózg płata mi figla i zaczyna łączyć totalnie przypadkowe informacje w logiczną całość. A jeżeli dotyczy to jedzenia, to cieszę się podwójnie, bo dzięki temu mam pretekst, by do was tutaj napisać. I stąd ta dzisiejsza opowieść o moim piekarniczym oświeceniu.
Wszystko zaczęło się od skojarzenia, że bułka kajzerka i Kaiser, czyli cesarz po niemiecku, brzmią tak bardzo podobnie do siebie. Poszperałam, by sprawdzić powiązanie tych słów i znalazłam coś ciekawego. Przede wszystkim, ojczyzną kajzerki jest Austria, a niektóre źródła wskazują dokładniej Wiedeń. Co do samej nazwy, to krążą o niej dwie legendy. Pierwsza z nich mówi, że był sobie wiedeński piekarz o nazwisku Kayser, który pewnego pięknego dnia w 1750 roku upiekł pierwszą kajzerkę w historii, która wszystkim przypadła do gustu i stała się bardzo popularna. Zaś według drugiej, bułka została nazwana na cześć cesarza Franciszka Józefa I, który akurat rządził w XVIII wieku, w czasach upieczenia pierwszej bułki. A że mowa tutaj o Austro-Węgrach, to kajzerka stała się popularna w całym królestwie i tak Polacy zajadali się kajzerką, w Chorwacji była kajzerica, a Węgrzy mieli császárzsemle.
No i przyznajcie, miałam w tej sprawie niezłego nosa.
***
I love when my brain plays tricks on me and merges totally random facts into a coherent whole. If that involves food, I'm even happier because it gives me an excuse to write something here. So let's start today's story about my baking enlightenment.
It all started with a thought that the name of Kaiser roll sounds so similar to German Kaiser which means an emperor. I rummaged here and there and look that I found. First of all, Kaiser rolls come from Austria. Some even say they are from Vienna precisely. When it comes to the name there are two legends. The first one says there was a baker in Vienna called Kayser who baked first roll in 1750. People turned out to love it and it became popular quite quickly. According to the second one, the roll was named to honor the Emperor Franz Joseph I who ruled over when somebody invented Kaiser roll. Bear in mind, we're talking about time in history when Austro-Hungarian Empire existed so Kaiser rolls became popular throughout the kingdom. That's why Poland eats kajzerka, Croatia has kajzerica, and the Hungarians bake császárzsemle.
Well, let's admit I had a nose in this case.

kaiser roll

Pozdrawiam,
Karolina

18/10/2014

Why do we eat popcorn at the cinema?

Już od progu czujemy jego maślany zapach, który nierzadko skutecznie zachęca nas do jego kupna. Popcorn, bo to o nim dzisiaj będzie mowa, jest przekąską kinową bez której część widzów nie wyobraża sobie udanego seansu. Postanowiłam więc odkryć, dlaczego w kinie akurat popcorn cieszy się taką popularnością, a nie inne przekąski.

Wszystko zaczęło się już w starożytnym Meksyku, gdzie według archeologów zaczęto jeść popcorn. Następnie pokazano go Amerykanom, wśród których zrobił absolutną furorę. Początkowo przygotowywano w domu, lecz w 1885 roku Charles Cretors wynalazł przenośną maszynę do popcornu i uczynił go turbo popularnym w tamtych czasach street foodem. Sprzedawcy ustawiali się pod cyrkami, stadionami, wesołymi miasteczkami i tam, ku radości przechodniów, oferowali im ich ulubioną przekąskę, czyli popcorn.

Collage2 źródło: 1 + 2

Kilkanaście lat później na dobre wystartowała era filmowa, więc i sprzedawcy popcornu przenieśli się w okolice kin. Jednak ich właściciele zakazywali wnoszenia popcornu na sale, starali się uczynić kina czymś bardziej ekskluzywnym, wtedy była to rozrywka bardziej elitarna, od widza wymagana była umiejętność czytania. Porozrzucany popcorn nie pasował im do czerwonych dywanów i kryształowych żyrandoli. Oczywiście, nie chciano też by ludzie wydawali z siebie chrupiące odgłosy podczas seansu.

Następnie dodano dźwięk do filmów i większe rzesze zaczęły chodzić do kina. Niestety, niedługo potem nastąpił również Wielki kryzys, więc kina zaczęły szukać sposobów na zatrzymanie klientów i to właśnie wtedy obniżono ceny biletów oraz wpuszczono sprzedawców popcornu do holów kinowych, który był na tyle tanią przekąską, na którą każdy mógł sobie pozwolić, nawet w czasach kryzysu. Za dzienną opłatą taki handlarz mógł sprzedawać za parę centów popcorn w lobby i wszyscy, zarówno widzowie, popcorniarze jak i kiniarze byli szczęśliwi.

IMG_4383a

Z czasem właściciele kin zwietrzyli jeszcze większe zyski i usunęli pośrednika w sprzedaży. A ludzie dalej zajadali się popcornem, którego pozycja umocniła się podczas II wojny światowej. Wtedy to z powodu ograniczeń w dostępie cukru, w kinach zabrakło słodkiej konkurencji, czyli batoników. Po wojnie słodycze powróciły do kin, ale pozycja popcornu pozostała niezachwiana. I utrzymuje się do dzisiaj.

Pozdrawiam,
Karolina

29/07/2014

Prince Polo in Iceland

Ostatnio w moje ręce przypadkowo wpadł wafelek Prince Polo, a ja nie byłabym sobą, gdybym nie przestudiowała dokładnie całego opakowania. Tym razem, nie lista składników zrobiła na mnie wrażenie, a jej język - polski i... islandzki.

O popularności Prince Polo na Islandii dowiedziałam się już parę lat temu, przy okazji jakiejś pracy na geografię w liceum, jednak nie miałam nigdy okazji zdobyć namacalnego dowodu tej głębokiej miłości. Teraz znów trochę poszperałam i odkryłam parę fajnych rzeczy, którymi się z wami podzielę, bo pasują tu idealnie, do tej mojej podróżniczo-jedzeniowej pasji.

prince polo

Wszystko zaczęło się w 1955 roku, kiedy to cieszyńskie zakłady Olza zaczęły produkcję Prince Polo. W tym samym roku też, Polska i Islandia nawiązały porozumienie handlowe. Polacy przywozili z odległej wyspy śledzie, a w zamian wywozili wódkę oraz nowo powstałe wafelki. A był to nie lada wyczyn, bo na Islandii w tamtych czasach obowiązywał zakaz sprowadzania słodyczy zza granicy, który skrzętnie ominięto, mówiąc, że przecież Prince Polo to bardziej herbatnik niż słodycz.

No to Prince Polo popłynęło na Islandię, gdzie zdobyło wiele serc. Przez wiele lat było jedynym zagranicznym wafelkiem czekoladowym w islandzkich sklepach, więc wielu ludzi wciąż traktuje je emocjonalnie. Firma importująca wafelki oszacowała, że w latach 70 każdy Islandczyk zjadał średnio kilogram Prince Polo w ciągu roku. I mimo, że zakaz sprowadzania słodyczy został zniesiony ponad 20 lat temu, obecnie zjadanych jest pół kilograma wafelków rocznie, co i tak jest świetnym wynikiem, więc można powiedzieć, że Prince Polo wciąż jest uwielbiane na Islandii.

O głębokiej miłości Islandczyków do wafelka przekonuje pewna wzmianka w krajowej gazecie. Otóż, 6 stycznia 1982 roku w islandzkich sklepach zabrakło Prince Polo, a że w Polsce był stan wojenny, to i statki z Gdyni jakoś rzadziej wypływały z towarem. Było to wydarzenie na tyle dramatyczne w oczach naszych skandynawskich partnerów handlowych, że wspomnieli o nim na ostatniej stronie swojego dziennika.


Przez wiele lat, Prince Polo na Islandii nie wymagało żadnych reklam w mediach. Sytuacja uległa jednak zmianie w 1995, kiedy to do sprzedaży wprowadzone zostało opakowanie znane nam obecnie, a które nie przypadło do gustu Islandczykom.

Collage1 źródło: 1, 2

Obecnie również niewiele jest reklam tego wyrobu, w sumie znalazłam tylko jedną, ale za to jaką! Sami zobaczcie! Tutaj wersja anglojęzyczna, a poniżej islandzka:



I to już koniec naszej wyprawy na Islandię. Pomimo, że Olza podlega zagranicznemu gigantowi, to i tak czuję niezwykłą radość, że w tak odległym miejscu, ludzie mogli pokochać polski produkt i wielbić go przez długie lata. I mam nadzieję, że kiedyś zobaczę miłość Islandczyków do Prince Polo na własne oczy.

Pozdrawiam,
Karolina