Relacja z mojego trzydniowego wypadu do Brukseli właśnie dobiega końca, ale zanim przejdziemy dalej, chciałabym się z wami podzielić paroma spostrzeżeniami na temat tego miejsca.
1. Komiksy kojarzyłam jedynie z wytworami amerykańskiego Marvela, mając ich za absolutnych mistrzów w tym fachu, a tu się nagle okazuje, że belgijskie komiksy (wiedzieliście, że Smerfy pochodzą z Belgii?) były pierwsze i na dodatek mają duży wpływ kulturę komiksową w Europie. Wow! A brukselską miłość do komiksów zaobserwować łatwo, bo całe miasto pomaziane jest przecudownymi muralami. A dla totalnie wkręconych w temat została wyznaczona specjalna trasa śladami wszystkich brukselskich murali.
2. Bruksela jest magicznym miastem, w którym miałam okazję parę razy zabłądzić - a wierzcie mi lub nie, mapą to ja się obsługiwać potrafię. Jednak ilość bocznych uliczek bocznej ulicy jest tak duża, że łatwo poczuć zawrót głowy i skręcić w złą stronę. Mimo to nie bójcie się - odkryjecie przez to wiele cudownych zakątków.
A jeżeli chcecie zaopatrzyć się w mapę to takową znajdziecie za pół euro w informacji turystycznej na Grand Place. A jeżeli jesteście ultra budżetowymi podróżnikami, to słyszałam o USE-it, czyli informacji turystycznej dla młodych obieżyświatów, która mapki rozdaje za darmo.
3. Nie wiem, co Belgom chodzi po głowie, ale mają oni słabość do...siusiającej ferajny. Oprócz Manneken Pis, za którym stoi dość szlachetna historia, jest też Jeanneken Pis - ona jednak jest tylko atrakcją turystyczną oraz Zinneke, o którym niewiele w sumie wiadomo.
4. Uważajcie, bo w Belgia jest krajem dwujęzycznym, a to oznacza, że każda informacja/znak/szyld/cokolwiek innego jest zarówno w języku francuskim jak i holenderskim. Wprowadza to mały zamęt, szczególnie podczas chodzenia po mieście - najlepiej więc wybrać jeden język i konsekwentnie go szukać w gąszczu informacji i tabliczek.
5. Jeżeli jakimś trafem wasz wzrok powędruje dość nisko i zauważycie takie coś przy drzwiach, co pokazuje poniższe zdjęcie, to oddychajcie głęboko - wszystko jest w normie - właśnie zobaczyliście belgijskie grattoir, czyli czyściki do butów. Bo wiecie, kiedyś po mieście jeździły konie, było błotko, a do domu przecież nikt nie chciał nanieść brudu do domu, prawda?
6. Chcąc dostać się do Atomium trzeba złapać linię metra numer 6 - oznaczoną kolorem niebieskim i wysiąść na stacji Heysel.
7. A moje spostrzeżenia zakończę bardzo smutnym akcentem - kierowcy brukselscy do kulturalnych nie należą i nie mają w zwyczaju przepuszczania pieszych, co czasem wymaga wielkiej cierpliwości. Dlatego uważajcie, o ile życie wam miłe.
Pozdrawiam,
Karolina
Showing posts with label Belgium. Show all posts
Showing posts with label Belgium. Show all posts
08/07/2014
26/06/2014
Brussels | Day 3
Trzeciego dnia w Brukseli miałam zaledwie parę godzin na zwiedzanie, bo później przyszedł czas powrotu do Amsterdamu. Postanowiłam więc wyjść na miasto już wczesnym rankiem, mając nadzieję na uniknęcie w niektórych miejscach dzikich tłumów. Na samym początku, pobiegłam szybko pożegnać się z moim ulubionym miejscem, czyli panoramą przy Palais de Justice. Och, jeszcze długo będę wspominać tamtejsze widoki...
Potem poszłam pożegnać się z porannie bezludnym wzgórzem Mont des Arts, które stało się moim drugim ulubionym brukselskim miejscem. Ja chyba już tak mam, że uwielbiam punkty, w których mogę podziwiać panoramę miasta - ta ogromna przestrzeń leżąca u mych stóp działa na mnie niezwykle kojąco.
Wciąż było dość wcześnie, więc popędziłam na Grand Place, mając nadzieję na zobaczenie go bez zastępów turystów z całego świata. I faktycznie, 9 rano to idealna pora na spokojne podziwianie tego miejsca, o którym mówi się, że jest jednym z najładniejszych rynków Europy. I faktycznie jest w nim coś uroczego.
Około południa dotarłam do Laeken, czyli dzielnicy odrobinę na obrzeżach miasta, gdzie znajduje się Atomium. Chwilę pokręciłam się w okolicy tego modelu chemicznego żelaza, który został zbudowany z okazji brukselskiej edycji wystawy światowej. Na miejscu moją uwagę zwrócił również pewien pałac na przeciw Atomium, który jak się później okazało, gości u siebie brukselskie targi.
Po powrocie do centrum, przyszedł już ostateczny czas pożegnania z Brukselą i powrót do domu, a cała wizyta z pewnośćią została zaliczona do bardzo udanych.
Pozdrawiam,
Karolina :)
Potem poszłam pożegnać się z porannie bezludnym wzgórzem Mont des Arts, które stało się moim drugim ulubionym brukselskim miejscem. Ja chyba już tak mam, że uwielbiam punkty, w których mogę podziwiać panoramę miasta - ta ogromna przestrzeń leżąca u mych stóp działa na mnie niezwykle kojąco.
Wciąż było dość wcześnie, więc popędziłam na Grand Place, mając nadzieję na zobaczenie go bez zastępów turystów z całego świata. I faktycznie, 9 rano to idealna pora na spokojne podziwianie tego miejsca, o którym mówi się, że jest jednym z najładniejszych rynków Europy. I faktycznie jest w nim coś uroczego.
Około południa dotarłam do Laeken, czyli dzielnicy odrobinę na obrzeżach miasta, gdzie znajduje się Atomium. Chwilę pokręciłam się w okolicy tego modelu chemicznego żelaza, który został zbudowany z okazji brukselskiej edycji wystawy światowej. Na miejscu moją uwagę zwrócił również pewien pałac na przeciw Atomium, który jak się później okazało, gości u siebie brukselskie targi.
Po powrocie do centrum, przyszedł już ostateczny czas pożegnania z Brukselą i powrót do domu, a cała wizyta z pewnośćią została zaliczona do bardzo udanych.
Pozdrawiam,
Karolina :)
Soon
Cheerio,
Karolina xxx
Cheerio,
Karolina xxx
16/06/2014
Brussels | Day 2
Delektując się świeżą bagietką o poranku drugiego dnia mojej brukselskiej przygody, po raz kolejny upomniałam siebie, że zbyt francusko się tu stołuję, więc tego dnia celem było smakowanie Belgii. Ale zanim o jedzeniu, to kolejny dzień w Brukseli, oficjalnie powitałam na wzgórzu Mont des Arts, które znajduje się w pobliżu Pałacu Królewskiego, a z którego rozciąga się całkiem niezły widok na centrum miasta.
Po drodze przypadkowo trafiłam do parku pełnego rzeźb, wśród których moją uwagę szczególnie zwróciła pani, która wygląda jakby robiła sobie jakąś szaloną selfie.
Potem przemykając obok Pałacu Królewskiego, wybrałam się do dzielnicy bardziej biznesowo-dyplomatycznej. Moim celem była wizyta w Parlamentarium, czyli części Parlamentu Europejskiego bezpłatnie otwartej dla zwiedzających. I co ciekawe, centrum możemy zwiedzać w języku urzędowym każdego państwa należącego do Unii!
Część edukacyjna zaliczona, więc przyszła pora na wdrożenie mojej misji poszukiwania belgijskich frykasów. Udałam się więc do Maison Antoine na Place Jourden, gdzie według plotek znajduje się najlepsza frytkarnia w mieście. No i skusiłam się na pyszne frytki, oczywiście z majonezem.
A na deser, czyli belgijskiego gofra - bez żadnych dodatków, czyli tak jak jedzą je lokalni, pobiegłam do Parc du Cinquantenaire. Park ten gości u siebie łuk triumfalny, który zbudowany został tylko dlatego, że jednemu z królów Belgii zachciało się upiększania miasta. I faktycznie mu się to udało.
Okolice parku są dobrym miejscem na podpatrzenie brukselskiej architektury secesyjnej, pełnej zdobień, krzywizn i kolorów, a która przez lokalnych określana jest mianem art nouveau.
Odległe zakątki zostały zdobyte, więc przyszła pora na powrót do centrum, gdzie przecinając Galleries of Saint-Hubert, dotarłam ponownie na Grand Place, który znów był przepełniony turystami. Zostawiając więc za sobą ścieżki wszystkim znane, udałam się na poszukiwanie reszty sikającej ferajny, czyli Zinneke - psa oraz uroczego dziewczęcia - Jeanneke Pis.
Potem już tylko przyszła pora na pamiątkową selfie pozytywnie umęczonego człowieka - przeszłam tego dnia około czternastu kilometrów, a następnie smakowanie belgijskiej czekolady i podziwianie widoków z balkonu na dobranoc.
Gorąco pozdrawiam,
Karolina x
Po drodze przypadkowo trafiłam do parku pełnego rzeźb, wśród których moją uwagę szczególnie zwróciła pani, która wygląda jakby robiła sobie jakąś szaloną selfie.
Potem przemykając obok Pałacu Królewskiego, wybrałam się do dzielnicy bardziej biznesowo-dyplomatycznej. Moim celem była wizyta w Parlamentarium, czyli części Parlamentu Europejskiego bezpłatnie otwartej dla zwiedzających. I co ciekawe, centrum możemy zwiedzać w języku urzędowym każdego państwa należącego do Unii!
Część edukacyjna zaliczona, więc przyszła pora na wdrożenie mojej misji poszukiwania belgijskich frykasów. Udałam się więc do Maison Antoine na Place Jourden, gdzie według plotek znajduje się najlepsza frytkarnia w mieście. No i skusiłam się na pyszne frytki, oczywiście z majonezem.
A na deser, czyli belgijskiego gofra - bez żadnych dodatków, czyli tak jak jedzą je lokalni, pobiegłam do Parc du Cinquantenaire. Park ten gości u siebie łuk triumfalny, który zbudowany został tylko dlatego, że jednemu z królów Belgii zachciało się upiększania miasta. I faktycznie mu się to udało.
Okolice parku są dobrym miejscem na podpatrzenie brukselskiej architektury secesyjnej, pełnej zdobień, krzywizn i kolorów, a która przez lokalnych określana jest mianem art nouveau.
Odległe zakątki zostały zdobyte, więc przyszła pora na powrót do centrum, gdzie przecinając Galleries of Saint-Hubert, dotarłam ponownie na Grand Place, który znów był przepełniony turystami. Zostawiając więc za sobą ścieżki wszystkim znane, udałam się na poszukiwanie reszty sikającej ferajny, czyli Zinneke - psa oraz uroczego dziewczęcia - Jeanneke Pis.
Potem już tylko przyszła pora na pamiątkową selfie pozytywnie umęczonego człowieka - przeszłam tego dnia około czternastu kilometrów, a następnie smakowanie belgijskiej czekolady i podziwianie widoków z balkonu na dobranoc.
Gorąco pozdrawiam,
Karolina x
When I was enjoying fresh baguette in the morning on the second day of my adventure, I noticed once again I eat in a too French way. So I planned to taste Belgium that day. But before that, I officially welcomed my second day in Brussels on the top of the Mont des Arts which is located close to the Royal Palace and offers a pretty good view for the city.
On my way, I accidentally found a park full of sculptures. There is nothing surprising about that except one tiny sculpture with particularly drew my attention. This lady looks as if she's trying to take some crazy selfies!
Then, dashing past the Royal Palace, I visited a more diplomatic district where my goal was to visit the Parlamentarium. It's a part of the European Parliament which is open to the public for free. The center can be explored in every official language of the EU!
Educational stuff checked, so it's time to start my hunt for Belgian food. According to the rumours, the best chips in Brussels are sold in Maison Antoine on Place Jourden. So I went there to get some chips with mayonnaise, of course.
After that, I rushed to the Parc du Cinquantenaire where I had some dessert - a Belgian waffle - without any toppings, like locals do. There is that monumenral triumphal arch in the park, which was built because one of the Belgian kings wanted to beautifying the city. In fact he succeeded.
The park's surroundings are a perfect place to admire Brussels Art Nouveau architecture, which is full of ornaments and colors.
I decided to stop visiting remote spots and returned to the centre, where passing through the Royal Galleries of Saint-Hubert, I got back to the Grand Place, which was full of tourists again.
So I left behind a tourist path known to all and I looked for the rest of the peeing band - Zinneke - the dog and the lovely girl - Jeanneke Pis.
Then I just had time to take a selfie of a positively exhausted me - I walked about fourteen kilometers that day. I also tasted some Belgian chocolates and admired the view of sunset from the balcony.
Cheerio,
Karolina x
On my way, I accidentally found a park full of sculptures. There is nothing surprising about that except one tiny sculpture with particularly drew my attention. This lady looks as if she's trying to take some crazy selfies!
Then, dashing past the Royal Palace, I visited a more diplomatic district where my goal was to visit the Parlamentarium. It's a part of the European Parliament which is open to the public for free. The center can be explored in every official language of the EU!
Educational stuff checked, so it's time to start my hunt for Belgian food. According to the rumours, the best chips in Brussels are sold in Maison Antoine on Place Jourden. So I went there to get some chips with mayonnaise, of course.
After that, I rushed to the Parc du Cinquantenaire where I had some dessert - a Belgian waffle - without any toppings, like locals do. There is that monumenral triumphal arch in the park, which was built because one of the Belgian kings wanted to beautifying the city. In fact he succeeded.
The park's surroundings are a perfect place to admire Brussels Art Nouveau architecture, which is full of ornaments and colors.
I decided to stop visiting remote spots and returned to the centre, where passing through the Royal Galleries of Saint-Hubert, I got back to the Grand Place, which was full of tourists again.
So I left behind a tourist path known to all and I looked for the rest of the peeing band - Zinneke - the dog and the lovely girl - Jeanneke Pis.
Then I just had time to take a selfie of a positively exhausted me - I walked about fourteen kilometers that day. I also tasted some Belgian chocolates and admired the view of sunset from the balcony.
Cheerio,
Karolina x
12/06/2014
Brussels | Day 1
Delikatny stres samotnej podróży opadł, gdy dojechałam na miejsce, a jego miejsce zajęła czysta ekscytacja. Postanowiłam dotrzeć jak najszybciej do mieszkania, które znalazłam na airbnb, by zostawić plecak i ruszyć na pierwsze podboje Brukseli.
Gubiąc się odrobinę po drodze, zupełnie przypadkowo trafiłam na taki oto zwyczajny pomnik, na który jedynie spojrzałam kątem oka. Na szczęście mój wzrok ponownie powędrował w tamtą stronę, dzięki czemu odkryłam super miejsce do podziwiania panoramy Brukseli - widać nawet Atomium, o którym nie było mowy w żadnym z przewodników, jakie przed wyjazdem przeczytałam. Od tamtego momentu wiele razy wracałam na plac przy Palais de Justice, gdzie też zrobiłam moje chyba ulubione zdjęcie z tego miasta, czyli to, które pokazałam wam w poprzednim poście.
Lżejsza o bagaż z niezbyt dokładną mapą-wydrukiem z Google Maps, ruszyłam na beztroskie gubienie się po Brukseli, bo pierwszego dnia do wielu miejsc trafiałam bardziej przypadkowo niż w ramach zaplanowanej wycieczki. A po drodze do informacji turystycznej po mapę, dziełem przypadku stała się również moja mała wycieczka śladami brukselskich murali, których przez zupełny przypadek zobaczyłam dość sporo.
Późnym popołudniem dotarłam na rynek miasta - Grand Place, który tamtego był nieziemsko zatłoczony, więc szybko zmyłam się w inne zakątki.
A że byłam w pobliżu, to skoczyłam na szybkie odwiedziny u Manneken Pis, czyli siusiającego chłopca będącego symbolem miasta. Jedna z legend mówi, że wieki temu, gdy najeźdźcy podłożyli materiały wybuchowe w murach miejskich, pewien chłopiec odkrył to miejsce, załatwił swoją potrzebę na lont i tym samym uratował Brukselę przed atakiem wroga.
Obecnie Manneken Pis jest małym modelem, bo z różnych zakątków świata otrzymuje stroje, w które jest przebierany.
Tego dnia pokręciłam się również chwilę w okolicach Pałacu Królewskiego, w którym jednak, ku mojemu rozczarowaniu, rodzina królewska nie mieszka na co dzień.
A także odkryłam również przepiękny skwero-park - Petit Sablon, który jest prawdziwą oazą spokoju, znajdującą się w samym centrum miasta.
Mój pierwszy dzień w Brukseli zakończyłam najpierw odkryciem gigantycznej kamienicy, która wygląda dość zabawnie w otoczeniu reszty karzełków, a następnie przepysznymi croissantami. Po zjedzeniu ich uświadomiłam sobie, że nijak jest to belgijskie jedzenie, więc kolejnego dnia udałam się na poszukania lokalnych przysmaków.
Gorąco pozdrawiam,
Karolina
Gubiąc się odrobinę po drodze, zupełnie przypadkowo trafiłam na taki oto zwyczajny pomnik, na który jedynie spojrzałam kątem oka. Na szczęście mój wzrok ponownie powędrował w tamtą stronę, dzięki czemu odkryłam super miejsce do podziwiania panoramy Brukseli - widać nawet Atomium, o którym nie było mowy w żadnym z przewodników, jakie przed wyjazdem przeczytałam. Od tamtego momentu wiele razy wracałam na plac przy Palais de Justice, gdzie też zrobiłam moje chyba ulubione zdjęcie z tego miasta, czyli to, które pokazałam wam w poprzednim poście.
Lżejsza o bagaż z niezbyt dokładną mapą-wydrukiem z Google Maps, ruszyłam na beztroskie gubienie się po Brukseli, bo pierwszego dnia do wielu miejsc trafiałam bardziej przypadkowo niż w ramach zaplanowanej wycieczki. A po drodze do informacji turystycznej po mapę, dziełem przypadku stała się również moja mała wycieczka śladami brukselskich murali, których przez zupełny przypadek zobaczyłam dość sporo.
Późnym popołudniem dotarłam na rynek miasta - Grand Place, który tamtego był nieziemsko zatłoczony, więc szybko zmyłam się w inne zakątki.
A że byłam w pobliżu, to skoczyłam na szybkie odwiedziny u Manneken Pis, czyli siusiającego chłopca będącego symbolem miasta. Jedna z legend mówi, że wieki temu, gdy najeźdźcy podłożyli materiały wybuchowe w murach miejskich, pewien chłopiec odkrył to miejsce, załatwił swoją potrzebę na lont i tym samym uratował Brukselę przed atakiem wroga.
Obecnie Manneken Pis jest małym modelem, bo z różnych zakątków świata otrzymuje stroje, w które jest przebierany.
Tego dnia pokręciłam się również chwilę w okolicach Pałacu Królewskiego, w którym jednak, ku mojemu rozczarowaniu, rodzina królewska nie mieszka na co dzień.
A także odkryłam również przepiękny skwero-park - Petit Sablon, który jest prawdziwą oazą spokoju, znajdującą się w samym centrum miasta.
Mój pierwszy dzień w Brukseli zakończyłam najpierw odkryciem gigantycznej kamienicy, która wygląda dość zabawnie w otoczeniu reszty karzełków, a następnie przepysznymi croissantami. Po zjedzeniu ich uświadomiłam sobie, że nijak jest to belgijskie jedzenie, więc kolejnego dnia udałam się na poszukania lokalnych przysmaków.
Gorąco pozdrawiam,
Karolina
Subtle stress of travelling on my own was replaced with pure excitement when I arrived at the station. I wanted to get to the flat I found on airbnb as soon as possible to leave my backpack and start exploring Brussels.
Getting lost a bit, I came across this ordinary monument which I only glanced at. Fortunately, my look went again in this direction because I found a brilliant place to enjoy the skyline of Brussels totally by accident. You can even see the Atomium from there. The square next to the Palais de Justice wasn't mentioned in any of the tourist guides I read so it was a real discovery to me. Since then, I returned there many times and I even took my favourite photo of Brussels there which I showed you in my previous entry.
Having left my luggage, I headed for sightseeing with my not-that-precise map printed from Google Maps. Because of the inaccurate map, my first day in Brussels was full of getting lost and exploring random places. Totally by accident, I even stepped on a comic strip path and admired quite a lot of them.
Late in the afternoon, I finally got to the town square - the Grand Place, which was way too busy, so I quickly melted away to other places.
And as I was around, I paid a quick visit to the Manneken Pis. This peeing boy is a symbol of the city. One legend says that ages ago, when the invaders set explosives in the city walls, a boy found them and peed on the wick to extinguish it so this way he saved Brussels from the attack.
Currently, the Manneken Pis is a small model because he usually wears regional outfits he gets from different countries in the world.
I had a chance to hang out near the Royal Palace a bit, in which, to my disappointment, the royal family doesn't live on a daily basis. What's more, I also discovered a beautiful park - Petit Sablon which is a real source of peace in the middle of the city centre.
On a way to the flat, I found that giant building surrounded by loads of small dwarf-dwellings which looks quite funny.
My first day in Brussels was finished with some mouth-watering croissants. After eating them I realised this wasn't typical Belgian food so I promised myself to look for local goodies the next day.
A very warm cheerio,
Karolina x
Getting lost a bit, I came across this ordinary monument which I only glanced at. Fortunately, my look went again in this direction because I found a brilliant place to enjoy the skyline of Brussels totally by accident. You can even see the Atomium from there. The square next to the Palais de Justice wasn't mentioned in any of the tourist guides I read so it was a real discovery to me. Since then, I returned there many times and I even took my favourite photo of Brussels there which I showed you in my previous entry.
Having left my luggage, I headed for sightseeing with my not-that-precise map printed from Google Maps. Because of the inaccurate map, my first day in Brussels was full of getting lost and exploring random places. Totally by accident, I even stepped on a comic strip path and admired quite a lot of them.
Late in the afternoon, I finally got to the town square - the Grand Place, which was way too busy, so I quickly melted away to other places.
And as I was around, I paid a quick visit to the Manneken Pis. This peeing boy is a symbol of the city. One legend says that ages ago, when the invaders set explosives in the city walls, a boy found them and peed on the wick to extinguish it so this way he saved Brussels from the attack.
Currently, the Manneken Pis is a small model because he usually wears regional outfits he gets from different countries in the world.
I had a chance to hang out near the Royal Palace a bit, in which, to my disappointment, the royal family doesn't live on a daily basis. What's more, I also discovered a beautiful park - Petit Sablon which is a real source of peace in the middle of the city centre.
On a way to the flat, I found that giant building surrounded by loads of small dwarf-dwellings which looks quite funny.
My first day in Brussels was finished with some mouth-watering croissants. After eating them I realised this wasn't typical Belgian food so I promised myself to look for local goodies the next day.
A very warm cheerio,
Karolina x
Subscribe to:
Posts (Atom)