Po desperackich poszukiwaniach w miarę tanich biletów na jakikolwiek środek transportu, wybór padł na Bratysławę. Porwałam więc znajomą w pewien sierpniowy wieczór i pojechałyśmy Polskim Busem na dokładnie 18 godzin do stolicy Słowacji. Byłam strasznie ciekawa tego miasta, bo z jednej strony mówi się o nim, że żyje w cieniu Wiednia, że nic w
nim nie ma, a z drugiej przez lata było stolicą Królestwa Węgierskiego - w Katedrze św. Marcina, którą widzicie poniżej, koronowano aż 19 władców węgierskich. Także odkładając wszelkie uprzedzenia na bok, udałam się do Bratysławy, by samej przekonać się jak to tam na prawdę jest.
Jechałyśmy nocą, więc zwiedzanie rozpoczęłyśmy dość wcześnie, bo o piątej nad ranem. Z dworca autobusowego ruszyłyśmy nabrzeżem w stronę Zamku, mijając po drodze bardziej mieszkalne niż turystyczne zakątki. Na ulicach było jeszcze pusto, miasto dopiero powoli budziło się do życia, zatem miałyśmy szansę poznać je na spokojnie bez przedzierania się przez turystyczne tłumy.
Wcześniej zdecydowałyśmy, że skoro lada moment wschód słońca, to fajnie byłoby go zobaczyć z jakiegoś lepszego miejsca, więc z tej okazji wspięłyśmy się na Wzgórze Zamkowe. To właśnie w tym miejscu bardzo dobrze widać, że w Bratysławie nieustannie przenikają się różne style architektoniczne - tu nowoczesny taras widokowy UFO unoszący się nad mostem, tam średniowieczny Zamek, a wcześniej jeszcze mijałyśmy jakieś postsocjalistyczne kamienice.
Wspinaczka na Wzgórze obudziła nas na dobre, więc nie pozostało nic innego jak udać się w stronę Starego Miasta. Po drodze mijałyśmy przepiękną kamienicę, która okazała się być opuszczoną - polecam zajrzeć w okna - apteką. Kolejnym naszym odkryciem był Čumil z całą ferajną rzeźb, które w ciekawy sposób ożywiają miasto.
Przyszedł jednak czas na opuszczenie starówki na rzecz Pałacu Prezydenckiego, gdzie odkryłyśmy - mocno na siłę - jego podobieństwo do londyńskiego Buckingham Palace, bo oto właśnie miejsce miała uroczysta zmiana warty przed Pałacem. Co jednak polecam, to przejść do ogrodu za Pałacem, w którym hodują masę dziwnych rzeźb, jak na przykład te niewinne panie zerkające zalotnie w stronę prywatnych apartamentów Pana Prezydenta.
Tak jak wspominałam wcześniej, Bratysława to miasto wielkiego miksu architektonicznego - tak jak na przykład poniżej - najpierw piękne stare kamienice, a parę ulic dalej - bum - taka sobie piramidka, będąca siedzibą słowackiego radia.
Perełką Bratysławy z pewnością jest smerfnie niebieski Modrý kostolík św. Elżbiety, który prezentuje się fenomenalnie - krążysz pośród szaroburych budynków, aż tu nagle wyrasta przed Tobą taki oto niebieski skarb.
Później przyszła pora na dalsze spacery po Starym Mieście, podczas których odkryłyśmy parę przytulnych uliczek, przez które Bratysława na prawdę mi się spodobała. Podziwiając starówkę, miałam wrażenie, że wszystkie budynki są zbudowane z jasnego kamienia, przez co jest jakoś bardziej świeżo, ładniej.
A na placu przed Operą odkryłyśmy polski akcent, bo akurat odbywała się tam plenerowa wystawa poświęcona Powstaniu Warszawskiemu.
Oczywiście, nie wszystkie budynki są tutaj piękne - są też takie, które aż domagają się remontu i odrestaurowania, ale mimo to Bratysława jest przepięknym miastem wartym odwiedzenia. Większość atrakcji miasta jest dość blisko siebie, także całą stolicę można zwiedzić pieszo wzdłuż i wszerz. A przy tym Bratysława nie jest miastem zbyt rozległym, dlatego jest miejscem idealnym na weekendowy wypad.
Odpoczywając po całym dniu wrażeń, nagle usłyszałyśmy coś, co brzmiało jak wojskowe prawa-lewa w słowackiej wersji, po czym pojawili się Ci ludzie, okrążyli Rynek i postrzelali ślepakami do oszołomionych gapiów. A potem zaprosili na swój pokaz w Ratuszu i tym samym okazało się, że mają pokojowe zamiary.
I tak nasz dzień w Bratysławie dobiegł końca. Widok pięknej fontanny na Rynku godnie nas pożegnał. A Bratysława według mnie jest miastem bardzo ładnym, do którego polecam się wybrać.
Ahoj,
Karolina :)
13/09/2014
06/09/2014
Holidays in review
Na początku lipca pożegnałam Amsterdam i udałam się do Polski na wakacje. Mój urlop jednak na dobre już się skończył w połowie sierpnia, więc przyszła pora krótkiego podsumowania. Dzisiaj również podzielę się z wami moimi dalszymi planami, które mogą wydać się kapkę ekscytujące.
A zaczniemy od tego, o czym już wiecie. Tak jak pisałam w paru poprzednich postach - tego lata udało mi się odwiedzić Cieszyn, Wrocław oraz Bratysławę. No i byłam też parę razy w Krakowie, ale to inna bajka, więc o szczegółach opowiem za chwilę.
Poza dalszymi wyjazdami, starałam się być w miarę aktywna lokalnie. I tym sposobem pierwszy raz w życiu wzięłam udział w grze miejskiej, którą zorganizowano w Bytomiu. A bieganie pomiędzy punktami kontrolnymi okazało się być turbo świetną zabawą. Utrudnienie w postaci niemieckojęzycznej mapy miasta nas nie pokonało i wraz ze znajomą zdobyłyśmy zaszczytne 13 punktów, co jak dla mnie, biorąc pod uwagę, że nie wiedziałam jeszcze, jak dokładnie grę miejską ugryźć, to wyczyn świetny.
Po zjeżdżeniu Amsterdamu wzdłuż i wszerz na rowerze, nie mogłam tak po prostu zrezygnować z tego środka lokomocji na czas wakacji, dlatego wraz z Meg, która chyba zna wszelkie polne drogi w okolicy, byłam na paru fajnych przejażdżkach. Pewnego dnia wybrałyśmy się nawet na Kopiec Wyzwolenia w Piekarach Śląskich, na który co prawda nie wspięłyśmy się z powodu remontu, ale i tak widoczki były niczego sobie.
Po dwóch latach zmagań z gap year'ową przygodą, zdecydowałam, że jesienią rozpocznę studia. I tak od października przez parę kolejnych lat, moim przystankiem będzie Kraków. Zanim jednak poddam się studenckiej rzeczywistości, do końca września będę w Amsterdamie, trochę też jeszcze na jego temat i ogólnie Holandii popiszę.
Chciałabym też, aby mój blog zyskał znamię pewnej regularności, dlatego po długich obradach, zdecydowałam, że nowe wpisy będą ukazywały się raz w tygodniu, w każdą sobotę. Pewnie z czasem, gdy ogarnę się w nowej rzeczywistości, to zwiększę częstotliwość pisania, ale to wiecie - nie chcę niczego teraz obiecywać :)
A teraz gorąco pozdrawiam,
Karolina :)
A zaczniemy od tego, o czym już wiecie. Tak jak pisałam w paru poprzednich postach - tego lata udało mi się odwiedzić Cieszyn, Wrocław oraz Bratysławę. No i byłam też parę razy w Krakowie, ale to inna bajka, więc o szczegółach opowiem za chwilę.
Poza dalszymi wyjazdami, starałam się być w miarę aktywna lokalnie. I tym sposobem pierwszy raz w życiu wzięłam udział w grze miejskiej, którą zorganizowano w Bytomiu. A bieganie pomiędzy punktami kontrolnymi okazało się być turbo świetną zabawą. Utrudnienie w postaci niemieckojęzycznej mapy miasta nas nie pokonało i wraz ze znajomą zdobyłyśmy zaszczytne 13 punktów, co jak dla mnie, biorąc pod uwagę, że nie wiedziałam jeszcze, jak dokładnie grę miejską ugryźć, to wyczyn świetny.
Po zjeżdżeniu Amsterdamu wzdłuż i wszerz na rowerze, nie mogłam tak po prostu zrezygnować z tego środka lokomocji na czas wakacji, dlatego wraz z Meg, która chyba zna wszelkie polne drogi w okolicy, byłam na paru fajnych przejażdżkach. Pewnego dnia wybrałyśmy się nawet na Kopiec Wyzwolenia w Piekarach Śląskich, na który co prawda nie wspięłyśmy się z powodu remontu, ale i tak widoczki były niczego sobie.
Po dwóch latach zmagań z gap year'ową przygodą, zdecydowałam, że jesienią rozpocznę studia. I tak od października przez parę kolejnych lat, moim przystankiem będzie Kraków. Zanim jednak poddam się studenckiej rzeczywistości, do końca września będę w Amsterdamie, trochę też jeszcze na jego temat i ogólnie Holandii popiszę.
Chciałabym też, aby mój blog zyskał znamię pewnej regularności, dlatego po długich obradach, zdecydowałam, że nowe wpisy będą ukazywały się raz w tygodniu, w każdą sobotę. Pewnie z czasem, gdy ogarnę się w nowej rzeczywistości, to zwiększę częstotliwość pisania, ale to wiecie - nie chcę niczego teraz obiecywać :)
A teraz gorąco pozdrawiam,
Karolina :)
25/08/2014
Wrocław
Moje tegoroczne międzynarodowe plany wakacyjne dość mocno nie wypaliły, więc postanowiłam pooglądać skrawek Polski. Po Cieszynie, wyruszyłam ze znajomymi w stronę Wrocławia na jednodniowy wypad. A padło na Wrocław dlatego, że znalazłyśmy turbo fajny Logical Room, czyli grę podczas której jesteśmy zamykani w pokoju i w ciągu godziny musimy się z niego wydostać. Polecam - mega zabawa i ogromny dreszczyk emocji.
Zanim jednak tam trafiłyśmy, to zwiedzanie rozpoczęłyśmy od tarasu widokowego w drugim najwyższym budynku w Polsce - Skytower. Było całkiem fajnie, choć oszklone punkty widokowe to chyba nie jest coś, za czym szaleję.
Następnie trafiłyśmy na przepiękny wrocławski rynek, na którym jednak długo nie zabawiłyśmy, bo tamtego dnia upał był niewyobrażalny, więc czym prędzej ruszyłyśmy dalej, w poszukiwaniu cienia.
Powoli opuszczając Rynek, przeszłyśmy do najstarszej części Wrocławia, czyli Ostrowa Tumskiego. A Ostrów znany głównie jest, poza oczywiście Katedrą, z pewnego mostu, na którym zakochani przypinają swoją kłódkę, podobno dzięki której ich miłość będzie trwać wiecznie.
Idealny przepis na letni wieczór we Wrocławiu, to z pewnością wizyta w okolicy Hali Stulecia. Pergola, pokazy świetlne na fontannie multimedialnej i cała zieleń skutecznie odprężają po całym dniu zwiedzania. Na pewno będę chciała się tam dłużej pokręcić przy okazji mojej kolejnej wizyty we Wrocławiu.
Pozdrawiam,
Karolina
Zanim jednak tam trafiłyśmy, to zwiedzanie rozpoczęłyśmy od tarasu widokowego w drugim najwyższym budynku w Polsce - Skytower. Było całkiem fajnie, choć oszklone punkty widokowe to chyba nie jest coś, za czym szaleję.
Następnie trafiłyśmy na przepiękny wrocławski rynek, na którym jednak długo nie zabawiłyśmy, bo tamtego dnia upał był niewyobrażalny, więc czym prędzej ruszyłyśmy dalej, w poszukiwaniu cienia.
Powoli opuszczając Rynek, przeszłyśmy do najstarszej części Wrocławia, czyli Ostrowa Tumskiego. A Ostrów znany głównie jest, poza oczywiście Katedrą, z pewnego mostu, na którym zakochani przypinają swoją kłódkę, podobno dzięki której ich miłość będzie trwać wiecznie.
Idealny przepis na letni wieczór we Wrocławiu, to z pewnością wizyta w okolicy Hali Stulecia. Pergola, pokazy świetlne na fontannie multimedialnej i cała zieleń skutecznie odprężają po całym dniu zwiedzania. Na pewno będę chciała się tam dłużej pokręcić przy okazji mojej kolejnej wizyty we Wrocławiu.
Pozdrawiam,
Karolina
Subscribe to:
Posts (Atom)