Pages

06/05/2015

Kaiser roll

Uwielbiam, gdy mój mózg płata mi figla i zaczyna łączyć totalnie przypadkowe informacje w logiczną całość. A jeżeli dotyczy to jedzenia, to cieszę się podwójnie, bo dzięki temu mam pretekst, by do was tutaj napisać. I stąd ta dzisiejsza opowieść o moim piekarniczym oświeceniu.
Wszystko zaczęło się od skojarzenia, że bułka kajzerka i Kaiser, czyli cesarz po niemiecku, brzmią tak bardzo podobnie do siebie. Poszperałam, by sprawdzić powiązanie tych słów i znalazłam coś ciekawego. Przede wszystkim, ojczyzną kajzerki jest Austria, a niektóre źródła wskazują dokładniej Wiedeń. Co do samej nazwy, to krążą o niej dwie legendy. Pierwsza z nich mówi, że był sobie wiedeński piekarz o nazwisku Kayser, który pewnego pięknego dnia w 1750 roku upiekł pierwszą kajzerkę w historii, która wszystkim przypadła do gustu i stała się bardzo popularna. Zaś według drugiej, bułka została nazwana na cześć cesarza Franciszka Józefa I, który akurat rządził w XVIII wieku, w czasach upieczenia pierwszej bułki. A że mowa tutaj o Austro-Węgrach, to kajzerka stała się popularna w całym królestwie i tak Polacy zajadali się kajzerką, w Chorwacji była kajzerica, a Węgrzy mieli császárzsemle.
No i przyznajcie, miałam w tej sprawie niezłego nosa.
***
I love when my brain plays tricks on me and merges totally random facts into a coherent whole. If that involves food, I'm even happier because it gives me an excuse to write something here. So let's start today's story about my baking enlightenment.
It all started with a thought that the name of Kaiser roll sounds so similar to German Kaiser which means an emperor. I rummaged here and there and look that I found. First of all, Kaiser rolls come from Austria. Some even say they are from Vienna precisely. When it comes to the name there are two legends. The first one says there was a baker in Vienna called Kayser who baked first roll in 1750. People turned out to love it and it became popular quite quickly. According to the second one, the roll was named to honor the Emperor Franz Joseph I who ruled over when somebody invented Kaiser roll. Bear in mind, we're talking about time in history when Austro-Hungarian Empire existed so Kaiser rolls became popular throughout the kingdom. That's why Poland eats kajzerka, Croatia has kajzerica, and the Hungarians bake császárzsemle.
Well, let's admit I had a nose in this case.

kaiser roll

Pozdrawiam,
Karolina

01/05/2015

Oost Amsterdam

Mam nadzieję, że wasz weekend majowy obfituje w odpoczynek i zabawę, a wszelkie obowiązki naukowe na chwilę przynajmniej odstawiliście w kąt :) Ja na przykład postanowiłam wpaść tutaj i zabierać was do wschodniej części Amsterdamu, którą odwiedziłam w czasie, gdy byłam tam au pair :) To też oznacza, że pozostały mi jeszcze dwie - Jordaan i Zuid, a które są moimi ulubionymi miejscówkami w całym mieście. Ale za nim o nich, to pospacerujemy sobie trochę po wschodniej części Amsterdamu.

A zaczniemy od przejścia z Dworca Głównego w stronę Centrum Nauki NEMO. Och, gdyby każde muzeum wyglądało tak jak NEMO, czy choćby Science Museum w Londynie, to byłoby pięknie. Wszystkiego tam można dotknąć, pobawić się często dziwnymi urządzeniami, przekonać się na własne oczy i ręce jak działa fizyka. Ale NEMO jest też prawdziwą perełką ze względu na taras widokowy, znajdujący się na dachu, z którego można podziwiać miasto. A, no i wejście na taras jest darmowe, zaś sam bilet do muzeum kosztuje 15 euro.
***
I hope your first weekend in May is full of rest and fun and you don’t really care about awaiting duties. :) Look at me, in between studying I decided to pop in here and take you to the eastern part of Amsterdam where I lived when I was the au pair :) Soon I’ll write about the remaining two areas - Jordaan and Zuid which also are my favorite parts of the city. Before that let’s have a short walk around the eastern Amsterdam.

We'll start by getting from the main railway station to the NEMO Science Centre. If every museum looked like NEMO, or like the Science Museum in London, the world would be beautiful. In those places you can touch literally everything, play with some strange devices, check with their own eyes and hands how the physics works. NEMO’s also a real gem because its observation deck located on the roof from which you can admire the skyline. There is a free entrance to the deck and the museum ticket costs 15 euros.

NEMO NEMO NEMO NEMO NEMO NEMO

Kolejnym miejscem w tej części Amsterdamu jest Tropenmuseum, a które ja absolutnie uwielbiam. W dosłownym tłumaczeniu z holenderskiego jest to etnograficzne muzeum krajów tropikalnych. I faktycznie stała wystawa dotyczy przede wszystkim kultury i sztuki, także ludowej, Azji i Afryki, a że chcę poznać jak najwięcej miejsc na świecie, to takie miejsce jest jakby namiastką :) Za każdym razem, gdy wybierałam się do Tropenmuseum, zostawiałam rower gdzieś w okolicy Nemo i pieszo pokonywałam całą aleję Plantage Middenlaan. Nie wiem, co takiego tam jest, ale bardzo mnie przyciąga tamtejsza okolica. Z resztą chciałabym tam kiedyś wrócić i wam ją dokładniej pokazać.
***
Another place in this part of Amsterdam is Tropenmuseum which I absolutely adore. If you translate the name from Dutch it’s an ethnographic museum about tropical countries. Its permanent exhibition focuses on art, culture and folk in Asia and Africa. As you know, I want to visit as many many places in the world as possible so such a place is like a nice start :) Every time I went to Tropenmuseum, I left my bike somewhere close to NEMO and walked down the Plantage Middenlaan avenue. I don’t know what exactly but there is something over there that makes me very attracted to the area. Anyway, I’d like to go back there and show you more of it.

Tropenmuseum Tropenmuseum Tropenmuseum Tropenmuseum

Zaraz obok NEMO znajduje się muzeum morskie Scheepvaartmuseum, które z pewnością będzie interesujące dla zainteresowanych tematem. Reszcie mogę w tajemnicy zdradzić, że jeżeli było się np. w muzeum morskim w londyńskim Greenwich, to każde kolejne odwiedzone muzeum w tym klimacie wyda wam się podobne do poprzedniego :)
*** 
Right next to NEMO there is the maritime museum - Scheepvaartmuseum. It’s a nice place for all those you interested in the topic. However, if you’ve ever been to any other maritime museum e.g. in Greenwich, London you may find all the others quite similar to the previous ones:)

IMG_1981a

A na zakończenie po prostu polecam spacer po wschodnim Amsterdamie, szczególnie w okolicy zoo Artis, gdyż jest tam ukrytych wiele skarbów jak zresztą w całym mieście. Ach, uwielbiam Amsterdam :D
*** 
At the very end I just want to recommend a walk in the east Amsterdam particularly around the zoo Artis because it’s a place with hidden gems. Oh, I love this city :D

Collage1 IMG_2996a IMG_2984a IMG_2966a IMG_2982a

Pozdrawiam
Bye
Karolina

29/03/2015

Spring design

Chyba najczęściej przeglądanymi przeze mnie hashtagami na instagramie są te związane z jedzeniem. Jakiś czas temu, widząc kolejny pięknie opakowany produkt, wpadłam na pewien pomysł. Skoro od czasu do czasu piszę tutaj posty lekko związane z food studies, to dodam tutaj serię, w której co jakiś czas będę dzieliła się z wami pięcioma pięknie opakowanymi produktami do zjedzenia. I co najważniejsze, będę starała się wybierać produkty, po które sama bym sięgnęła, gdybym tylko miała okazję.
Pierwszy wpis z tej serii zaczniemy od pięciu produktów, których wzory na opakowaniach kojarzą mi się z wiosną, są kolorowe, kwiatowe, optymistyczne.

A zaczniemy we Włoszech, gdzie Giulio Garzisi w te subtelne pudełka pakuje szafran. I biorąc pod uwagę fakt, że jest to najdroższa przyprawa świata, nie dziwi mnie, że taki produkt ma tak staranne opakowanie. Zauważcie, że całość jest dokładnie przemyślana, twórca zadbał o każdy, absolutnie każdy szczegół. Oprócz szafranu, dostajemy moździerz, tłuczek, pęsetkę. To opakowanie to istne dzieło sztuki. Nie wierzycie? To sami zobaczcie, co kryje się wewnątrz.

Garzisi source

Drugim produktem, który chcę wam dzisiaj pokazać, jest pochodzący z Danii Tempt Cider, czyli cydr opakowany w puszki i butelki z bardzo barwnymi, kwiecistymi etykietkami. Autorzy wzorów na opakowaniach mówią, że mają one wyglądać na tyle niewinnie, by skusić (czyli po angielsku tempt) klientów do zakupu i wypróbowania. Mnie najbardziej podoba się to zielone opakowanie, a wam? A tu kulisy powstawania pomysłu na wzór i ideę tego produktu.


I ponownie przenosimy się do Włoch, a dokładniej do Florencji, gdzie pomiędzy wąskimi uliczkami kryje się herbaciarnia Tealicious. Tym, co mnie absolutnie urzekło w saszetkach, do których pakowana jest tam herbata, jest legenda, na której zaznaczony jest rodzaj herbaty oraz temperatura i czas parzenia, czyż to nie wygląda przepięknie?


Teraz przyszedł czas na serię opakowań na czekoladki w luksusowym londyńskim domu handlowym Fortnum & Mason. Jeżeli byliście w Londynie i spacerowaliście po Piccadilly, to być może tam trafiliście, a jeżeli nie, to polecam wstąpić i pooglądać jakie cuda tam mają. No ale do rzeczy. Opakowania Fortnum & Mason są kolorowe, przepełnione przyrodniczymi motywami. Pudełka kojarzą mi się z moim tegorocznym kalendarzem, więc to chyba znak, że mam jakąś słabość do takich wzorów :)


A na zakończenie, coś bardzo uroczego. No tak, ale skoro z tym produktem mamy rozpoczynać dzień, to chyba musi być opakowany pozytywnie, tak aby reszta dnia była udana. A mowa tu o brytyjskich płatkach śniadaniowych firmy Dorset Cereals, których opakowania ewidentnie kojarzą mi się z wiosną. A do tego ta czarująca reklama - zajrzyjcie koniecznie.


To tyle na dziś! Dajcie znać, jak wam się podobają zarówno dzisiejsze opakowania, jak i cała seria :) 
Pozdrawiam,
Karolina :)