Dokładnie za tydzień o tej porze będę pochłonięta przeprowadzką, studiami i Krakowem, dlatego w ramach pożegnania z Holandią wybrałam się wczoraj na małą wycieczkę do Hagi.
Tuż po wyjściu ze stacji, od razu w oczy rzuca się rzecz fascynująca, bo oto Haga wygląda zupełnie inaczej niż większość miejsc w Holandii. Wiecie, czy to Amsterdam, Alkmaar czy Haarlem, zawsze witały mnie kanały i wąskie kamienice, a tutaj tak jakby trochę inaczej.
Spacerując po budzącej się do życia Hadze, trafiłam na Binnenhof, czyli polityczne centrum dowodzenia Holandii, przez które sporo ludzi po prostu przemyka, kierując się do Mauritshuis, po drugiej stronie kompleksu. A to wszystko dlatego, że tam właśnie na co dzień mieszka sławna już Dziewczyna z perłą, którą kiedyś sobie namalował Vermeer.
Trafiłam również pod Pałac Królewski, który jest tak niepozornie zlokalizowany, że da się obok niego przejść, nawet go nie zauważając. Z zewnątrz wygląda całkiem skromnie, choć w sumie jest Pałacem, w którym król zaledwie pracuje.
Wybrałam się też zobaczyć panoramę Mesdag, która nie leży jakoś super w moich zainteresowaniach, ale słyszałam, że warto. No i faktycznie, ale to nie obraz jest tam gwiazdą - przedstawia zaledwie nadmorską dzielnicę Hagi. To sposób w jaki jest wyeksponowany jest mega czadowy - rozsypany przed nim piasek i inne nadmorskie sprzęty sprawiają, że nagle płótno to staje się trójwymiarowe.
Nie byłabym sobą, gdybym nie trafiła nad morze, bo niewiele rzeczy odpręża lepiej niż dźwięk nadmorskich fal. A plaża w Scheveningen jest po prostu świetna - piaszczysta i turbo szeroka. Szkoda tylko, że dzień był mglisty, bo chciałabym zobaczyć to miejsce w pełnej krasie w ciepły, słoneczny dzień - to wszystko jeszcze przede mną. :)
W drodze powrotnej na dworzec, w końcu znalazłam tradycyjne kanały, których w Hadze jest niewiele. No ale tak jak mówiłam - Haga jest zupełnie inna, ale wciąż piękna.
Pozdrawiam,
Karolina
21/09/2014
13/09/2014
Bratislava, Slovakia
Po desperackich poszukiwaniach w miarę tanich biletów na jakikolwiek środek transportu, wybór padł na Bratysławę. Porwałam więc znajomą w pewien sierpniowy wieczór i pojechałyśmy Polskim Busem na dokładnie 18 godzin do stolicy Słowacji. Byłam strasznie ciekawa tego miasta, bo z jednej strony mówi się o nim, że żyje w cieniu Wiednia, że nic w
nim nie ma, a z drugiej przez lata było stolicą Królestwa Węgierskiego - w Katedrze św. Marcina, którą widzicie poniżej, koronowano aż 19 władców węgierskich. Także odkładając wszelkie uprzedzenia na bok, udałam się do Bratysławy, by samej przekonać się jak to tam na prawdę jest.
Jechałyśmy nocą, więc zwiedzanie rozpoczęłyśmy dość wcześnie, bo o piątej nad ranem. Z dworca autobusowego ruszyłyśmy nabrzeżem w stronę Zamku, mijając po drodze bardziej mieszkalne niż turystyczne zakątki. Na ulicach było jeszcze pusto, miasto dopiero powoli budziło się do życia, zatem miałyśmy szansę poznać je na spokojnie bez przedzierania się przez turystyczne tłumy.
Wcześniej zdecydowałyśmy, że skoro lada moment wschód słońca, to fajnie byłoby go zobaczyć z jakiegoś lepszego miejsca, więc z tej okazji wspięłyśmy się na Wzgórze Zamkowe. To właśnie w tym miejscu bardzo dobrze widać, że w Bratysławie nieustannie przenikają się różne style architektoniczne - tu nowoczesny taras widokowy UFO unoszący się nad mostem, tam średniowieczny Zamek, a wcześniej jeszcze mijałyśmy jakieś postsocjalistyczne kamienice.
Wspinaczka na Wzgórze obudziła nas na dobre, więc nie pozostało nic innego jak udać się w stronę Starego Miasta. Po drodze mijałyśmy przepiękną kamienicę, która okazała się być opuszczoną - polecam zajrzeć w okna - apteką. Kolejnym naszym odkryciem był Čumil z całą ferajną rzeźb, które w ciekawy sposób ożywiają miasto.
Przyszedł jednak czas na opuszczenie starówki na rzecz Pałacu Prezydenckiego, gdzie odkryłyśmy - mocno na siłę - jego podobieństwo do londyńskiego Buckingham Palace, bo oto właśnie miejsce miała uroczysta zmiana warty przed Pałacem. Co jednak polecam, to przejść do ogrodu za Pałacem, w którym hodują masę dziwnych rzeźb, jak na przykład te niewinne panie zerkające zalotnie w stronę prywatnych apartamentów Pana Prezydenta.
Tak jak wspominałam wcześniej, Bratysława to miasto wielkiego miksu architektonicznego - tak jak na przykład poniżej - najpierw piękne stare kamienice, a parę ulic dalej - bum - taka sobie piramidka, będąca siedzibą słowackiego radia.
Perełką Bratysławy z pewnością jest smerfnie niebieski Modrý kostolík św. Elżbiety, który prezentuje się fenomenalnie - krążysz pośród szaroburych budynków, aż tu nagle wyrasta przed Tobą taki oto niebieski skarb.
Później przyszła pora na dalsze spacery po Starym Mieście, podczas których odkryłyśmy parę przytulnych uliczek, przez które Bratysława na prawdę mi się spodobała. Podziwiając starówkę, miałam wrażenie, że wszystkie budynki są zbudowane z jasnego kamienia, przez co jest jakoś bardziej świeżo, ładniej.
A na placu przed Operą odkryłyśmy polski akcent, bo akurat odbywała się tam plenerowa wystawa poświęcona Powstaniu Warszawskiemu.
Oczywiście, nie wszystkie budynki są tutaj piękne - są też takie, które aż domagają się remontu i odrestaurowania, ale mimo to Bratysława jest przepięknym miastem wartym odwiedzenia. Większość atrakcji miasta jest dość blisko siebie, także całą stolicę można zwiedzić pieszo wzdłuż i wszerz. A przy tym Bratysława nie jest miastem zbyt rozległym, dlatego jest miejscem idealnym na weekendowy wypad.
Odpoczywając po całym dniu wrażeń, nagle usłyszałyśmy coś, co brzmiało jak wojskowe prawa-lewa w słowackiej wersji, po czym pojawili się Ci ludzie, okrążyli Rynek i postrzelali ślepakami do oszołomionych gapiów. A potem zaprosili na swój pokaz w Ratuszu i tym samym okazało się, że mają pokojowe zamiary.
I tak nasz dzień w Bratysławie dobiegł końca. Widok pięknej fontanny na Rynku godnie nas pożegnał. A Bratysława według mnie jest miastem bardzo ładnym, do którego polecam się wybrać.
Ahoj,
Karolina :)
Jechałyśmy nocą, więc zwiedzanie rozpoczęłyśmy dość wcześnie, bo o piątej nad ranem. Z dworca autobusowego ruszyłyśmy nabrzeżem w stronę Zamku, mijając po drodze bardziej mieszkalne niż turystyczne zakątki. Na ulicach było jeszcze pusto, miasto dopiero powoli budziło się do życia, zatem miałyśmy szansę poznać je na spokojnie bez przedzierania się przez turystyczne tłumy.
Wcześniej zdecydowałyśmy, że skoro lada moment wschód słońca, to fajnie byłoby go zobaczyć z jakiegoś lepszego miejsca, więc z tej okazji wspięłyśmy się na Wzgórze Zamkowe. To właśnie w tym miejscu bardzo dobrze widać, że w Bratysławie nieustannie przenikają się różne style architektoniczne - tu nowoczesny taras widokowy UFO unoszący się nad mostem, tam średniowieczny Zamek, a wcześniej jeszcze mijałyśmy jakieś postsocjalistyczne kamienice.
Wspinaczka na Wzgórze obudziła nas na dobre, więc nie pozostało nic innego jak udać się w stronę Starego Miasta. Po drodze mijałyśmy przepiękną kamienicę, która okazała się być opuszczoną - polecam zajrzeć w okna - apteką. Kolejnym naszym odkryciem był Čumil z całą ferajną rzeźb, które w ciekawy sposób ożywiają miasto.
Przyszedł jednak czas na opuszczenie starówki na rzecz Pałacu Prezydenckiego, gdzie odkryłyśmy - mocno na siłę - jego podobieństwo do londyńskiego Buckingham Palace, bo oto właśnie miejsce miała uroczysta zmiana warty przed Pałacem. Co jednak polecam, to przejść do ogrodu za Pałacem, w którym hodują masę dziwnych rzeźb, jak na przykład te niewinne panie zerkające zalotnie w stronę prywatnych apartamentów Pana Prezydenta.
Tak jak wspominałam wcześniej, Bratysława to miasto wielkiego miksu architektonicznego - tak jak na przykład poniżej - najpierw piękne stare kamienice, a parę ulic dalej - bum - taka sobie piramidka, będąca siedzibą słowackiego radia.
Perełką Bratysławy z pewnością jest smerfnie niebieski Modrý kostolík św. Elżbiety, który prezentuje się fenomenalnie - krążysz pośród szaroburych budynków, aż tu nagle wyrasta przed Tobą taki oto niebieski skarb.
Później przyszła pora na dalsze spacery po Starym Mieście, podczas których odkryłyśmy parę przytulnych uliczek, przez które Bratysława na prawdę mi się spodobała. Podziwiając starówkę, miałam wrażenie, że wszystkie budynki są zbudowane z jasnego kamienia, przez co jest jakoś bardziej świeżo, ładniej.
A na placu przed Operą odkryłyśmy polski akcent, bo akurat odbywała się tam plenerowa wystawa poświęcona Powstaniu Warszawskiemu.
Oczywiście, nie wszystkie budynki są tutaj piękne - są też takie, które aż domagają się remontu i odrestaurowania, ale mimo to Bratysława jest przepięknym miastem wartym odwiedzenia. Większość atrakcji miasta jest dość blisko siebie, także całą stolicę można zwiedzić pieszo wzdłuż i wszerz. A przy tym Bratysława nie jest miastem zbyt rozległym, dlatego jest miejscem idealnym na weekendowy wypad.
Odpoczywając po całym dniu wrażeń, nagle usłyszałyśmy coś, co brzmiało jak wojskowe prawa-lewa w słowackiej wersji, po czym pojawili się Ci ludzie, okrążyli Rynek i postrzelali ślepakami do oszołomionych gapiów. A potem zaprosili na swój pokaz w Ratuszu i tym samym okazało się, że mają pokojowe zamiary.
I tak nasz dzień w Bratysławie dobiegł końca. Widok pięknej fontanny na Rynku godnie nas pożegnał. A Bratysława według mnie jest miastem bardzo ładnym, do którego polecam się wybrać.
Ahoj,
Karolina :)
Subscribe to:
Posts (Atom)